Autorka - Christine Sneeringer
„Nie wiesz, że Kim jest lesbijką?”
Słowa mojej przyjaciółki wprawiły mnie w oszołomienie, ponieważ nie miałam o tym pojęcia. Obie z Kim byłyśmy lekkoatletkami i miałyśmy ze sobą wiele wspólnego. W miarę jak się poznawałyśmy, stawałyśmy się sobie coraz bliższe. Dlatego też, kiedy Kim pewnego dnia powiedziała: „Chcę żebyśmy były kimś więcej niż przyjaciółkami,” naiwnie pomyślałam, że chodzi jej po prostu o to, że chce, byśmy jeszcze bardziej zacieśniły łączące nas już więzy bliskości.
Wtedy moja przyjaciółka zaszokowała mnie informacją, że Kim jest lesbijką.
Byłam zdezorientowana. Początkowo, byłam zła, że Kim lubi mnie w taki sposób, lecz po przemyśleniu tego, doszłam do wniosku, że nie może być nic złego w tym, że ludzie się kochają. A z pewnością, Kim i ja kochałyśmy się.
Jak tylko to sobie uświadomiłam, wyzwoliłam się ze swoich zahamowań. Wkrótce, nawiązał się między nami romans. Miałam 15 lat, a ona 17. To było ekscytujące - mieć kogoś, kto tak głęboko się o mnie troszczy. Widziałyśmy się przez cały dzień w szkole, potem spędzałyśmy godziny rozmawiając nocami przez telefon. Zawsze konsultowałyśmy się ze sobą, przed zaplanowaniem czegokolwiek z własnymi przyjaciółmi.
Gdy kilka miesięcy później Kim ukończyła szkołę, odrzuciła kilka stypendiów naukowych oferowanych jej, jako sportowcowi przez uniwersytety. Chciała zostać w mieście, ponieważ nie zniosłybyśmy rozłąki. Nasze uczucie całkowicie nas pochłaniało.
Nie zaplanowałam sobie bycia lesbijką. Więc jak u licha się nią stałam?
Gdy byłam młodsza, nauczyłam się, że bycie dziewczyną nie jest dobrą rzeczą. Mój ojciec alkoholik miał gwałtowny charakter i często bił moją matkę. Ponieważ była ofiarą, doszłam do wniosku, że nie jest bezpiecznie być kobietą. Podziwiałam mojego starszego brata i chciałam być taka, jak on.
Wolałam sport od lalek. Dorastałam na korcie tenisowym. W swoim pierwszym turnieju zagrałam mając 6 lat. Mając 10, grałam w baseball w małej lidze i zaczęłam grać w piłkę nożną z chłopcami z sąsiedztwa.
Byłam postrzegana jako „jeden” z nich, ponieważ byłam tak silna i twarda jak oni. Określenie „chłopczyca” w pełni mnie charakteryzowało - chodziłam jak chłopak, ubierałam się jak chłopak, mówiłam jak chłopak, nawet plułam jak chłopak. Większość dorosłych myślała, że jestem chłopakiem i często nazywała mnie „synem” lub ”młodym mężczyzną”.
Nienawidziłam swojego imienia Christine, bo było to dziewczęce imię. Dlatego, mówiłam ludziom, żeby nazywali mnie „Chris”, ponieważ mogło być imieniem zarówno żeńskim jak i męskim.
Moi rodzice rozwiedli się, gdy miałam 12 lat. Wysłali mnie bym zamieszkała z krewnymi. Zanim wprowadziłam się z powrotem do mamy, byłam molestowana przez starszego kuzyna. Tak jak większość dzieci, które były wykorzystywane seksualnie, myślałam że to była moja wina. Myślałam, że gdyby tylko faceci nie uważali, że jestem atrakcyjna, nic takiego by mi się nie przytrafiło. Od tamtego czasu, chciałam ukryć jakiekolwiek ślady swojej kobiecości, wierząc, że wszyscy mężczyźni są zwariowanymi na punkcie seksu potworami.
Z taką mentalnością poszłam do szkoły średniej. Byłam tam często brana za chłopaka z powodu mojego męskiego wyglądu i sposobu bycia.
Mój związek z Kim trwał półtora roku, do czasu gdy dowiedziała się o nim moja mama. Znalazła liścik miłosny, który napisałam do Kim.
„Czy chcesz mi o tym opowiedzieć?” zapytała, upuszczając kartkę na stół.
Jadłam dalej w niezręcznej ciszy. Mama rozłożyła kartkę i zaczęła czytać na głos: „Moja najdroższa Kimbo, Tak się cieszę, że jesteś w moim życiu. Sprawiasz, że warto żyć. Chcę spędzić z Tobą resztę mojego życia, bo kocham Cię bardziej niż cokolwiek na świecie. Nie mogę doczekać się gdy się pobierzemy, gdy tylko będziemy starsze”.
Moja mama domagała się zakończenia tego związku. Zadzwoniła do mamy Kim i obie pracowały nad tym, by doprowadzić nasz romans do końca. W końcu im się to udało.
Po zerwaniu z Kim, zaczęłam eksperymentować seksualnie z chłopakami, by przekonać się czy naprawdę jestem lesbijką, czy też nie. Lecz za każdym razem czułam się wykorzystana i zdegradowana, ponieważ faceci w ogóle się o mnie nie troszczyli; chcieli tylko seksu.
W rezultacie, upewniłam się, że wolę bycie z dziewczyną. Wydawało mi się to naturalne. W trakcie nauki w college’u, zakochałam się w Sue, mężatce starszej ode mnie o siedem lat. Jej mąż pracował długimi godzinami, pozostawiając ją spragnioną emocjonalnie i szukającą poza małżeństwem sposobów na zaspokojenie tych potrzeb uczuciowych. I byłam tam ja, by jej w tym pomóc.
Sue chodziła regularnie do kościoła. Czuła się winna za nasz związek, ponieważ wierzyła, że homoseksualizm jest grzechem i ponieważ nie była wierna swojemu mężowi. Ich małżeństwo zakończyło się rozwodem, podczas gdy my byłyśmy razem.
Ja również borykałam się z poczuciem winy z powodu bycia przyczyną rozpadu ich związku.
Tak czy inaczej, ja i Sue pozostałyśmy kochankami jeszcze przez półtora roku.
Któregoś dnia powiedziałam Sue, że chciałabym dołączyć do kościelnej kobiecej drużyny softball’u*. Przez trzy sezony, kiedy grałam w niej grałam, coś zaczęło się dziać w moim sercu. Przyciągała mnie miłość, którą moje współzawodniczki miały dla mnie i dla siebie nawzajem. Nie mam tu na myśli miłości romantycznej, lecz poprawną i czystą (gr. caritas - przyp. tłum.).
Moje koleżanki z drużyny wiedziały, że jestem lesbijką, ale nigdy nie traktowały mnie jak osoby z zewnątrz. Dowiedziałam się później, że regularnie się za mnie modliły.
Chciałam doświadczyć tego, czego one doświadczały, zaczęłam więc chodzić do kościoła. Nawet mi się nie śniło, że po tym wszystkim, co zrobiłam, Bóg nadal mógłby mnie kochać. Byłam szczęśliwa, dowiedziawszy się, że się myliłam. Bóg kochał mnie w pełni i bez zastrzeżeń. Nie mogłam opierać się takiej miłości, więc zostałam chrześcijanką i ofiarowałam Mu swoje życie. Wybaczył mi moje grzechy i zapomniał krzywdy, które mu wyrządziłam.
Ja i Sue zerwałyśmy lecz nadal odczuwałam seksualne pragnienia. Zastanawiałam się, czy Bóg może mnie naprawdę wybawić od homoseksualnego stylu życia. Byłam zła na Niego, ponieważ myślałam, że to On uczynił mnie lesbijką. Nie rozumiałam, że to nie Jego sprawka, ale moja. W końcu pojęłam, że sama wybrałam tę ścieżkę, próbując uchronić się przed zranieniem ze strony mężczyzn. Sądzę również, że w ramionach innych kobiet szukałam matczynej miłości.
Niedługo po tym, jak zostałam chrześcijanką, zdarzyło się, że słuchałam programu radiowego z telefonicznym udziałem słuchaczy. Mężczyzna prowadzący go, Sy Rogers, zdawał się rozumieć toczoną przeze mnie walkę. Był byłym gejem a obecnie prezydentem Exodus International, organizacji która pomaga ludziom pragnącym zerwać z homoseksualnym stylem życia. Wspomniał o zbliżającym się seminarium w Orlando, które jest odległe o zaledwie kilka godzin jazdy od mojego domu w Tampa. Poczyniłam plany, by wziąć w nim udział.
To seminarium zmieniło moje życie. Sy podzielił się swoją opowieścią o przezwyciężeniu homoseksualnego okresu swojego życia i wypełniła mnie nadzieja, że ja również mogę tego dokonać.
Dowiedziałam się o działalności Exodusu w Tampie, nazwanym „Prosto Przed Siebie” (Straight Ahead). Zaczęłam uczęszczać na cotygodniowe zebrania grupy wsparcia. Zaangażowałam się również bardziej w moim kościele i zaczęłam nawiązywać nowe przyjaźnie. Jakkolwiek, czułam się bardzo niezręcznie, starając się dopasować do dziewczyn będących hetero, ponieważ wciąż czułam się jak mężczyzna. Lecz nawet to zaczęło się zmieniać. Po raz pierwszy odkąd zostałam wykorzystana seksualnie jako dziecko, chciałam być atrakcyjna tak jak inne dziewczyny należące do mojego kościoła. Przez całe moje życie byłam „jednym” z chłopaków, lecz teraz chciałam stać się jedną z dziewczyn. Chciałam być bardziej kobieca, ale nie wiedziałam, jak to zrobić.
Później, tego samego roku, uczestniczyłam w konferencji Exodusu w San Antonio. Wzięłam tam udział w sesji zmiany wizerunku. Kiedy wracałam z niej z powrotem do swojego pokoju, czułam jak gdyby Bóg mówił do mnie: „Zazdrościsz dziewczętom ze swojego kościoła, bo są piękne? Nie różnisz się od nich. Ty również, tak jak one, jesteś piękna”.
Oszołomiona, szłam dalej, podczas gdy łzy spływały mi po policzkach. Moja współlokatorka prasowała swoją sukienkę przed wieczornym bankietem, gdy weszłam. Spojrzała na mnie zaskoczona. „Wyglądasz wspaniale,” powiedziała. „Dlaczego płaczesz?”
„Bo jestem ładna,” wyjąkałam, zaskoczona tym odkryciem. „Całe życie walczyłam z przekonaniem, że nie nadaję się do bycia dziewczyną. Nagle, po raz pierwszy w życiu, zobaczyłam, że jestem taka jak „inne dziewczyny”.
Kiedy wróciłam do mojego kościoła w Tampie, powiedziałam ludziom, żeby nazywali mnie Christine. Chciałam by wiedzieli, że jestem dziewczyną. Spotkałam dojrzałe kobiety, które pomogły mi dostrzec, że bycie kobietą nie jest wcale takie złe. Zdałam sobie również sprawę, że dziewczyny będące hetero, mają te same lęki, co ja. Byłam do nich bardziej podobna, niż kiedykolwiek mogłam przypuszczać.
Również mężczyzn zobaczyłam w innym świetle. Potrafili być prawdziwymi przyjaciółmi, którzy byli zainteresowani mną, a nie seksem. Po raz pierwszy, zaczęłam czuć się bezpiecznie jako dziewczyna. Stopniowo, stawałam się bardziej swobodna i pewniejsza w mojej nowej roli.
Kluczem do ozdrowienia było rozwijanie zdrowych przyjaźni z osobami tej samej płci. Kiedy, to osiągnęłam, mój pociąg seksualny do dziewczyn zmalał. Spotykałam się również z terapeutą, by pomógł mi uporać się z problemem bycia seksualnie wykorzystaną i ze sprawami rodzinnymi. W międzyczasie, nadal udzielałam się w swoim kościele i Exodusie.
Z Bożą pomocą oraz wsparciem troskliwych osób, wkraczam w nowe, wolne od homoseksualizmu życie. Nie rzuca się on już cieniem na moje życie.
(*) Lżejsza odmiana baseball’u, rozgrywana na mniejszym boisku i z użyciem większej i bardziej miękkiej piłki (przyp. tłum.).
Christine Sneeringer jest dyrektorką Worthy Creations, katolickiego ośrodka pomagającego/niosącego pomoc homoseksualistom i członkinią zarządu Exodus International. Mieszka w Fort Lauderdale, na Florydzie.
Heteroseksualista, czy homoseksualista… wygląda na to, że każdy z nas nosi w sercu te same, wspólne dla nas wszystkich pragnienia:
Bycie kochanym i akceptowanym jest podstawowym ludzkim pragnieniem. Jeśli to możliwe, szukamy kogoś, kto będzie nas w taki sposób kochał. Czasem człowiek znajduje to w przyjacielu, lub życiowym partnerze. Lecz nikt nie może kochać nas miłością doskonałą…taką, jaką kocha nas Bóg. Może powiedziano ci, że Bóg jest zły na ciebie, lub odtrąca cię tak, jak uczynili to inni. Nie jest to jednak tym, co mówi sam Bóg. On pragnie relacji z tobą, a kiedy przyjdziesz do niego, obiecuje, że: „Nigdy cię nie opuszczę, ani się ciebie nie zaprę”. Mówi jasno: „Ukochałem cię odwieczną miłością, dlatego też zachowałem dla ciebie łaskawość”1.
Możesz być pewien Bożej miłości. Jezus powiedział: „Jak Ojciec Mnie umiłował, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości Mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości”2. „Trwajcie w mojej miłości”. To oznacza życie ze świadomością, iż On cię kocha. Odpoczywanie w źródle tej miłości. Poznanie jej.
Kiedy zaczynamy przekonywać się o Bożej miłości do nas, stajemy się mniej potrzebujący, mniej zależni emocjonalnie od innych. W miarę jak zaczynamy zdawać sobie sprawę z tego, jak bardzo Bóg nas kocha, przychodzi umiejętność kochania w sposób bardziej bezinteresowny i czystszy. Ale istota rzeczy nie tkwi w tym, by nauczyć się lepiej kochać innych ludzi. Istotne jest to, że wszyscy potrzebujemy poznania Bożej miłości do nas na prawdziwym, opartym na doświadczeniu poziomie. On stworzył nas właśnie po to, byśmy ją poznali.
Być może myślisz sobie: „Taa, jasne. Ale mając na sumieniu takie rzeczy, jak ja mam, nie jestem wcale taki pewien, czy Bóg jest gotów obdarzyć mnie swoją miłością”. Tak…jest gotów. Możemy liczyć na Jego całkowitą akceptację, gdy do Niego przychodzimy. Jest gotów kochać nas takimi, jacy jesteśmy, bez względu na wszystko, co zrobiliśmy. Spójrz na te trzy zadziwiające deklaracje pochodzące z Biblii.
„Bóg zaś okazuje nam swoją miłość [właśnie] przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami”3. Jezus mówi: „Nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”4. „W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy”5.
Taki był jego zamysł. To jego miłość do nas rozwiązała problem naszego grzechu. Gdy tylko wejdziemy w relację z Bogiem, przyjdzie On do naszego życia i oczyści nas z grzechu, a w miarę upływu czasu, odmieni nasze umysły i serca, by pozostawały w zgodzie z Tym, który nas stworzył.
Czy chciałbyś być w tak bliskim związku z Bogiem, poznać Jego miłość i zaobserwować Jego uzdrawiający wpływ na swoje życie, i odnawiający nadzieję w nim w miarę jak coraz lepiej Go poznajesz?
Aby dowiedzieć się jak możesz od zaraz rozpocząć budowanie swojej relacji z Bogiem, przejdź do Poznać Boga osobiście.
► | Jak nawiązać przyjaźń z Bogiem |
► | Mam pytanie… |
Przypisy: (1) Jr 31:3 (2) J 15:9,10 (3) Rz 5:8 (4) J 15:13 (5) 1J 4:10